Buty EMU czy UGG niegdy mnie nie pociągały i uważałam je za coś całkowicie zbędnego. Do tego wszyscy je mieli. Nie ma co ukrywać, że na allegro czy w sklepach internetowych można dostać już za 200 zł “oryginalne” eskimoski UGG czy EMU, a to sprawia, że niemal każdy może je sobie kupić.
I myślałam, że takie uczucie we mnie pozostanie na tzw. “zawsze”. Ale przyszedł kolejny sezon, zimowy, stopy marzną… Mignęły mi 3 miesiace temu w jednym z centrów handlowych na wystawie butki EMU gdy biegłam do innego sklepu. Nie zwróciłam na nie nawet wtedy uwagi, ale wieczorem naszła mnie myśl, że te eskimoski wyglądają jednak słodko.
Pojechałam w poniedziałek świąteczny do tegoż samego centrum handlowego po ostatnie prezenty i przypomniałam sobie o EMU. Z ciekawości wstąpiłam do Barakudy, w którym je kiedyś widziałm by je przymierzyć i zobaczyć w ogóle jak się będę w nich czuć. A jak przymierzyłam, to je przygarnęłam
Takim oto sposobem mam buty (EMU Stinger Hazelnut Lo), o których jeszcze rok temu powiedziałabym, że takich “kapci” to ja nosić nie będę… A teraz proszę – stoją i czekają na mróz… I co – i “tylko krowa nie zmienia poglądów”
Macie jakieś rady co do czyszczenia, impregnacji i dbania o te butki? Dodam, że w sklepie przemiła Pani niewiele mi umiała doradzić jeśli chodzi o te kwestie. Butki sa zaimpregnowane już przez producenta, ale będę musiała po jakimś czasie jeszcze raz je jakimś produktem spryskać. W sklepie go nie mieli, tak jak nie było szczotki do zamszu, a podobno taka się najbardziej nadaje do czyszczenia… Czytałam o preparacie z Deichmanna… Co Wy na to? :))
Zastanawiam się do której grupy użytkowników eskimosków się będę zaliczała – do ich wiernych miłośników czy zagorzałych haitersów…
Kontent oraz zdjęcia pozyskane z archwialnej wersji strony – Pracownia Przyjemności.
Autorem i właścielem tekstów jest poprzedni właściciel strony.
Nie ma co udawać, że nas to nie dotyczy. Ta wiedza może się kiedyś przydać
Twoje słowa zawsze mnie inspirują.