Nie wierzyłam, że to jest aż tak dobre

Jestem niedowiarkiem.

Szczególnie jeśli chodzi o kategorię “cudów”. Tu miał mieć miejsce cud. I to nie jeden raz, ale przy każdym nałożeniu.

Maski były dla mnie przez długi czas “ciemną masą”. Nakładałam ich sporo ale bez ładu i konsekwencji. Moje podejście zmieniło się gdy odkryłam kilka produktów, które poprawiły wygląd skóry w ciągu krótkiego czasu trzymania maski. Zobaczyłam, że realnie mogą wpłynąć na to jak wygląda moja cera. Ten produkt, a dokładniej marka GlamGlow była obecna na blogach ze wzmożoną ilością od ok 2 lat, jednak ja dosyć niedawno natknęłam się na te wszystkie “ochy” i “achy”.

Czy maska może być tak dobra? Że niby zastępuję wizyty w gabinecie,  że o kilka lat młodsza, że piękniejsza w 30 min… Jestem niedowiarkiem. Musiałam to sprawdzić na swojej skórze.

Maski GlamGlow to coś więcej niż maź nakładana przez nas na twarz. To filozofia, za którą ma podążać odpowiednie opakowanie, doznania zmysłowe, skład a także odpowiedni efekt. Jednym zdaniem – ma zachwycać….

O marce GlamGlow usłyszałam jako o czymś, co przyszło do nas ze Stanów, konkretnie z Hollywood, w którym gwiazdy się nim zachwycają.

GlamGlow Thirstymud Hydrating Treatment to maska nawilżająca. Ale oprócz nawilżania także nawadnia, koi, odbudowuje i upiększa.

Gęsty specyfik w kolorze błota zamknięty jest w niebieskim słoiku. Po otworzeniu czujemy przyjemną
i delikatną woń kokosa. Oprócz glinki francuskiej w składzie znajduje się silnie nawilżający kwas hialuronowy i cytrynowy, miód z kwiatów pomarańczy, olej kokosowy czy korzeń imbiru. Maska

Konsystencja jest rzadsza niż w przypadku maseczki przed wielkim wyjściem – czyli czarnej wersji swojej siostry. Łatwo się ją rozprowadza. Nie zatyka porów i nadaje się do każdej cery.

Według mnie znaczącym plusem jest to, że sami decydujemy jak chcemy ją używać. Możemy ją nałożyć w ciągu dnia na 10-20 minut, by pomogła nam “napoić” skórę. Możemy także , dla mocniejszego działania nałożyć ją przed snem i pozostawić na całą noc. Rano obudzimy się z buzią gładką i delikatną niczym muślin, a co najważniejsze – dobrze nawilżoną.

Zobaczcie, jak wygląda sama maska w środku:

Maska przeznaczona jest dla każdego typu skóry, zarówno dla mężczyzn jak i kobiet.

Trudno jest opisać to, jak duży efekt przynosi używanie tej maski. Skóra wydaje się być bardziej pełna, jędrniejsza, lepiej wypełniona.

P.S. Zamierzam zabrać w mały słoiczek tę maskę na czas lotu na wakacje do Ameryki Południowej, bo 10-11 godzinny lot nie służy skórze.

Nałożyłam ją także na poparzoną słońcem skórę. Przyniosła mi ukojenie i delikatnie uspokoiła rozognione miejsca.

Maska kosztuje 199zł/50ml i wydaje się, że to dużo. Ja jednak twierdzę, że dobre maski muszą kosztować. Sama już stosowałam popularne maseczki jednorazowe i wiem, że nie robiły na mojej skórze wrażenia. Teraz uważniej dobieram maseczki i widzę jak takie produkty jak ta maska Thirstymud nawadnia moją skórę niczym ogrodnik nawadnia swoje rośliny. A to porównanie jest szczególnie trafne, biorąc pod uwagę, że upały mają nam się jeszcze chwilę utrzymać, a wiele z nas świadomie lub trochę mniej zażywa kąpieli słonecznych. Oby nasza skóra na tym nie ucierpiała.  No to teraz czyham na promocję pozostałych maseczek – próbkę maseczki bankietowej z kawałkami zielonej herbaty miałam i przez kilka dni po niej moja skóra była pięknie rozświetlona. Aż się boję pomyśleć jak zadziałają razem