Cześć. Po raz pierwszy chyba od czasu założenia bloga robię projekt denko. Byłam raczej sceptyczna co do pokazywania opakowań produktów, które zużyłam, ale złapałam się na tym, że sama jestem ciekawa co moje blogowe koleżanki zużyły w ostatnim miesiącu i czy te produkty warto kupować. I stąd wziął się pomysł, że sama ten projekt denko uskutecznie. Napiszcie, czy interesują Was tego typu posty, czy wolicie recenzje poszczególnych kosmetyków…
Projekt denko zacznę od opisania tego, co skończyło mi się do pielęgnacji twarzy i ciała…
TWARZ I CIAŁO
Na pierwszy plan mydło w płynie marki MADARA – Vitalising Soap o zapachu Wild Fruit. To eko marka, która dba o środowisko i nasza skórę. Zapach jest bardzo naturalny, mnie urzekło ich opakowanie, które nie dość, że wygodne to pięknie się prezentowało w łazience. Mydło było niesamowicie wydajne, bo (choć stało przy moim zlewie i tylko ja go używałam) wystarczyło na prawie 4 miesiące… Produkty Madary możecie kupić w sklepie Matique.
Do pielęgnacji biustu używałam Ujędrniającego balsamu do biustu i dekoltu od Pat&Rub. Krem ma wygodne opakowanie z pompką, ciekawy migdałowy kolor i piękny zapach, który mi przypominał zapach orzechów. W składzie olej konopny, masło z awokado i zielona herbata. Bardzo dobrze nawilżał i sprawiał, że skóra pachniała do rana. Przyjemny w używaniu, ale zdecydowanie nie niezbędny, bo równie dobrze w moim wieku mogę smarować się balsamem do ciała.
So Bio Etic Deo i jego Organiczny Dezodorant z Bambusem to propozycja dla tych, którzy boją się rakotwórczych składników, które mogą się znajdować w popularnych sklepowych antyperspirantach. I po raz kolejny – eko, zielono i zdrowo. Zapach bardzo przyjemny, nie gryzł się z perfumami, choć świeżości nie trzymał od rana do nocy jak w przypadku reklam marek Rexona czy Nivea To co ważne, to fakt, że nie zatyka gruczołów potowych, a puder bambusowy wchłania pot. Również bardzo wydajny. Z chęcią kupie go znowu jak skończę zapas tego, co mam
Do demakijażu od wielu lat używam dwufazowego olejku do demakijażu oczu i ust Lancome Bi-Facil. Zmywa dosłownie wszystkie tusze, nawet te najbardziej odporne. Jest bardzo wydajny, bo wystarcza mi na kilka długich miesięcy, nie pozostawia tłustego filmu na skórze, nie pachnie, nie podrażnia oczu. Czemu mi tak odpowiada? Bo miałam już podejścia do kilku dwufazowców i wiele z nich po prostu mnie uczuliło lub pozostawiało tłustą powłokę, którą potem musiałam jeszcze zmywać np płynem micelarnym. Szkoda na to czasu. Cena to ok 110zł125ml, ale za tyle miesięcy spokoju przy demakijażu warto. Ja już mam kolejna butelkę w szafce…
Do demakijażu buzi ostatnio używałam płynu micelarnego Lirene Cera Naczynkowa Płyn Micelarny 3w1. Nie podrażnił, przyjemnie pachnie, dobrze zmywa makijaż, choć do demakijażu oczu sam się nie nadaje. Ale jako ostatni krok w demakijażu twarzy sprawdzał się świetnie. Do tego jest tani i dobry dla mojej cery.
WŁOSY
Do mycia włosów ostatnio używałam 2 szamponów:
Pharmaceris – H-Sebopurin Specjalistyczny szampon normalizujący – do włosów przetłuszczających się. Zaczęłam go używać w wakacje, kiedy moja skóra głowy podczas upałów przetłuszczała się bardziej niż normalnie. Szampon jakby poprawiał stan skóry, włosy nie były tak przetłuszczone i nie musiałam myć ich codziennie.
KMS California – Color Vitality – idealny produkt dla blondynek. Lubie szampony i odżywki, które w naturalny sposób dodają refleksów moim niefarbowanym włosom. Markę KMS California znam od kilku lat i bardzo ich produkty lubię. Bardzo dobrze się pienią, opakowania są z przyjemnego w dotyku tworzywa – czymś w rodzaju aksamitu. Zapachy są po prostu boskie. I faktycznie ten szampon sprawił, że moje włosy wyglądają jakbym miała delikatne pasemka.
Oprócz szamponów nie mogę obyć się bez odżywek. Tu akurat skończyła się moja ostatnio ulubiona odżywka Matrix Oil Wonders. Tą linię uwielbiają moje blogowe koleżanki a i ja poleciłam ja już kilku znajomym. Jest warta wypróbowania. Nawilża, świetnie prostuje włosy i odżywia je w widoczny sposób. Na przestrzeni wielu lat to jedna z najlepszych odżywek jaką do tej pory używałam. Z pewnością wrócę do niej jeszcze
MAKIJAŻ
Z produktów do makijażu skończyłam zaledwie 3 produkty.
Estee Lauder – Tusz Sumptuos Extreme – kupiłam ten tusz gdzieś na bezcłówce na początku roku i czekał w kolejce na swoją kolej. Tusze Estee Lauder lubię i dobrze się u mnie sprawdzają. Ten wydłużał, nie sklejał rzęs, lekko je pogrubiał i nie rozmazywał się nawet przy lekkim potarciu oka.
Korektor YSL Touche Eclat to już chyba moje 4 opakowanie. Jak zawsze sprawdzony i bezkonkurencyjny. Kryje cienie, sińce, rozświetla. Do tego wydajny. A opakowanie – chyba nic więcej nie muszę pisać.
I ostatni produkt – korektor na zmiany trądzikowe – IsaDora Treat & Cover. Korektor punktowy, który przysusza zmianę dzięki zawartości kwasu glikolowego i maskuje ją, by nie rzucała się w oczy. Wygodny, bo mały, choć szybko się zużywa.
To tyle – podoba się Wam ten cykl?
Kontent oraz zdjęcia pozyskane z archwialnej wersji strony – Pracownia Przyjemności.
Autorem i właścielem tekstów jest poprzedni właściciel strony.
Tego jeszcze nie było. A może było, tylko mi umknęło? W każdym razie – polecam
Dla specjalistów i nie tylko, fajna lektura do poczytania