Lekki jak mgiełka z drugiej strony dający kopa energetycznego? Taki właśnie jest krem Clinique Moisture Surge – 72-Hour Auto-Replenishing Hydrator
Ten żel-krem to nowa wersja kremu, który używałam przed laty. Bardzo lubiłam jego małą wersję zabierać ze sobą podczas lotu, bo moja skóra wyjątkowo mocno przesuszała się właśnie w klimatyzowanych pomieszczeniach, a samolot to mocno uwydatniał. I oto on – nowy, lepszy następca pojawił się w sprzedaży…
Czy dobre może być lepsze? Jak widać może…
Nowy krem 72 hour auto replenish hydrator ma nawilżać przez 72h, nawet po umyciu buzi. Ja co prawda nie mam aż tak przesuszonej skóry by się łuszczyła, ale często po umyciu twarz czuję mocne napięcie. Ten krem sprawiał, że skóra odczuwała ulgę po jego nałożeniu, ale od początku…
Słoiczek z kremem – minimalistyczny, wygodny i estetyczny. Zakrętkę się szybko odkręca i po otwarciu widzimy przyjemnie wyglądający żel-krem. W jakim jest kolorze? Najbardziej kobiecym… Lekko różowy krem pachnie i pobudza do działania. Po nałożeniu tego żelu skóra momentalnie go pochłania. Nie ma mowy o rolowaniu czy tłustej warstwie, choć mam wrażenie, że jest bardziej treściwy niż jego poprzednik.
Skóra po nim jest widocznie gładka i przyjemnie rozpromieniona. Nie sprawdzałam, czy nawilżenie przetrwa aż 72h, bo jednak po myciu skóry lubię nałożyć na twarz krem, ale napisze tyle – cały dzieć ani jednego poczucia przesuszenia i przyjemna elastyczność na skórze nawet po całonocnym locie…
Clinique Moisture Surge zdał na piątkę test z nawilżenia.
Możecie go kupić w perfumeriach Douglas i Sephora.
Kontent oraz zdjęcia pozyskane z archwialnej wersji strony – Pracownia Przyjemności.
Autorem i właścielem tekstów jest poprzedni właściciel strony.
Treści, które może odświeżą Wam trochę temat. Sami sprawdźcie